CTO czyli człowiek renesansu. O sztuce spajania potrzeb biznesu z technologią opowiada Marcin Chojnacki
12 maja 2022Okrągły, bo już 20. odcinek podcastu FlyTaks poświęcamy tematyce szukania synergii między realnymi potrzebami biznesu, a dostępnymi technologiami. O trudnej sztuce pracy w tych dwóch światach opowiada Marcin Chojnacki, CTO firmy FOTC, oficjalnego partnera Google Cloud. Słuchając tego odcinka poznacie nie tylko zakres kompetencji Chief Technology Officera. Dowiecie się o gorących trendach w świecie tworzenia aplikacji i otrzymacie cenną wiedzę o certyfikatach (i dlaczego same certyfikaty to zdecydowanie za mało). Gotowi? Wystarczy nacisnąć przycisk odtwarzania. Na co jeszcze czekacie?
W odcinku wystąpili:
Przeczytaj odcinek:
Czy zasubskrybowałeś, by być na bieżąco z kolejnymi odcinkami podcastu FlyTalks? Witaj w chmurowym świecie, w którym łączymy świat biznesu i technologii. Właśnie w takim swoistym rozkroku można zastać często kadrę zarządzającą przedsiębiorstwem. Dzisiaj zabieramy się za zaplecze technologiczne firmy oraz to jak potwierdzić swoje kompetencje. A naszym gościem będzie osoba piastująca stanowisko CTO w firmie, która jest partnerem w podróży do Google Cloud - FOTC. Marcin Chojnacki CTO FOTC z nami. Cześć, witaj świeżo po trzytygodniowym urlopie. Zanim powiesz w ogóle czy na Twoim stanowisku to możliwe żeby tak długo odpoczywać, bo technologia przecież pędzi do przodu, powiedz: jak było?
Cześć, cześć! Jeżeli chodzi o urlop… Pierwsze półtora tygodnia byłem chory.
O nie.
Zapalenie migdałków. Ostatecznie może wyszedł z tego faktycznie tydzień urlopu, przy czym to też było bardziej załatwianie prywatnych spraw niż faktyczny urlop. Trochę odpocząłem może od pracy, ale miałem też inne problemy na głowie.
Czyli trochę odpocząłem, a tak naprawdę to wcale. Klasyka. Słuchaj, bycie CTO zobowiązuje. Jesteś człowiekiem, który w firmie jest najbliżej technologii, ale czy wolałbyś zostać przy angielskim CTO czy jak ktoś Cię po naszemu nazwałby dyrektorem do spraw technologii, to czy to też byłoby OK?
Ojej, to w sumie obojętnie...
Nie chciałeś być dyrektorem?
Trochę się nie czuję takim dyrektorem. Dyrektor kojarzy mi się z osobą w garniturze, trochę "ąę". Nie jestem taką osobą, lubię chodzić w bluzie z kapturem. Dyrektor do mnie troszeczkę, wydaję mi się, nie pasuje.
To chyba domena firm technologicznych, że gdy zwłaszcza po pandemii wracasz do biura, i jeśli jest to dla Ciebie też nowa firma, to patrzysz po ludziach, załodze i nie jesteś w stanie po wyglądzie odróżnić CTO od stażysty. Czasem nawet stażyści się bardziej starają, przychodząc pod kołnierzykiem. Czy Twoim zdaniem Chief Technology Officer - CTO - może oznaczać zupełnie inne stanowisko w różnych firmach?
Wydaję mi się, że tak. Patrząc nawet po software house’ach, najczęściej są to osoby z backgroundem, które były developerami. W przypadku FOTC nie mam takiego skupienia na developerach, to bardziej obsługa klienta. Nie ukrywam, że tutaj wiedza administratora systemów jest dla mnie użyteczna z perspektywy chociażby GCP czy Workplace’a. Prawda jest taka, że stanowisko CTO wydaje mi się zależne od firmy, bo tak naprawdę na końcu ta osoba ma spinać tech i biznes i być tym łącznikiem. Umiejętności, które ona posiada w wielu kwestiach są różne w innych firmach. Są te wspólne elementy, czyli zarządzanie ludźmi, rozumienie biznesu, jego potrzeb, natomiast od strony technicznej, w mojej opinii, to wygląda totalnie różnie.
To jak bardzo musisz być blisko CEO, głównego zarządzającego?
Z jednej strony mam dużo rozmów i współpracy z naszym CRO (Chief Revenue Officer), ponieważ on odpowiada za sprzedaż. Współpraca z CEO jest bardzo intensywna. To jednak z nim ustalam i potwierdzam moje plany co do rozwoju od strony techu. Weryfikuję czy na pewno moje spostrzeżenia i sposób myślenia pokrywa się z tym co ostatecznie chce firma; czy nie ma nigdzie rozjazdu, czy jedziemy w tym samym kierunku i realizujemy nasz wspólny cel. Spotkań z prezesem mam sporo, sporo też rozmów, cennych uwag rozwojowych; w jakim kierunku iść, co jeszcze ewentualnie można poprawić, gdzie mogę rozwinąć jeszcze swoje kompetencje od strony menadżerskiej.
Marcinie, Ty też jesteś tą osobą, która mówi o nowych zabawkach kosztownych, o nowych technologiach, które trzeba wdrożyć albo o rzeczach, które trzeba by kupić i czasem prezes ma z tego tytułu zgryzotę czy inwestować, czy nie? To jest trochę taka rola CTO?
Też mam czasami taki zgryz czy warto wydać na to pieniądze czy nie. Czasami niektóre technologie wydają się fajne, ale niekoniecznie potrafię znaleźć argument biznesowy za tym, żeby je wdrożyć. Od strony technicznej są czymś, co chciałbym zobaczyć na żywo. Natomiast czasami ciężko jest to przełożyć na realną korzyść biznesową, a jak nie ma korzyści biznesowej, to trzeba się naprawdę dobrze zastanowić czy jest sens w ogóle się w to pakować. Czy będziemy w stanie zadbać o to żeby mieć kompetencję do obsługi tego? Czy są kompetencje na rynku? Pakowanie się w jakieś niszowe rzeczy, które wyglądają fajnie, ale dokumentacja już niekoniecznie i brakuje ludzi - to nie jest dobry pomysł.
To cenne uwagi. Świat pędzi do przodu, to wiemy, obserwujemy to codziennie. Świat technologii tym bardziej, ale gdy przyjrzymy się tym podstawowym językom programowania, to one już mają 20-30 lat i więcej. Ten dług technologiczny ciągle rośnie. Oczywiście, odpowiedzią mogą być usługi chmurowe. Jesteś częścią tego świata. Powiedz mi: czy z Twojej perspektywy każdy kwartał, każdy kolejny miesiąc naprawdę coś zmienia w tej dziedzinie? Czy naprawdę ten rozwój jest nadal tak intensywny?
To jest trudne pytanie, ponieważ ja znajduję codziennie czas na to, żeby jednak poświęcić czas na naukę i czytanie na temat nowych rzeczy. Codziennie poznaję coś nowego, z mojej perspektywy. Niektóre rzeczy są jeszcze na etapie raczkowania, ale zapowiadają się ciekawie. Notorycznie powstaje coś nowego. Czasami są to troszeczkę odgrzewane kotlety, ale jednak powstają nowe rzeczy.
A natrafiłeś na coś takiego co było ciekawe i powiedzmy będzie interesujące za jakiś czas gdy się rozwinie? A może trafiłeś na coś co było pewnego rodzaju 'miną'?
Jeżeli chodzi o coś, co wydaje mi się dość rozwojowe, to przede wszystkim podejście low-code i no-code do tworzenia aplikacji.
Na czym ono polega?
Nie potrzebujemy developera, żeby stworzyć prostą aplikację. W przypadku Google wystarczy rozwiązanie o nazwie AppSheet. Jeżeli chodzi o tworzenie wewnętrznych aplikacji, jest to całkiem ciekawe rozwiązanie. Nie zawsze jesteśmy w stanie znaleźć gotowe rozwiązanie na rynku, które zaadresuje nasze potrzeby. Nie zawsze jest też dostępny SaaS (Software as a Service) w chmurze. Możemy tutaj zrobić coś bardziej pod siebie. Wydaje mi się, że low-code będzie przyszłością, gdzie tworzymy wewnętrzne aplikacje, które może przygotować naprawdę każdy - dział marketingu, dział sprzedażowy - bez zaangażowania zasobów developerskich, co może spowodować zmniejszenie kosztów. Przygotowanie takiego Proof of Concept (czy to się w ogóle sprawdzi), zanim przejdziemy do kolejnych etapów, jest naprawdę mega ciekawe.
Zanim dotrzemy jeszcze do tematów kompetencji, bo trochę już tak automatycznie zmierzamy w tę stronę, czy możesz powiedzieć trochę więcej na temat jeszcze wspomnianych low-code, no-code? Jaki próg wejścia, taki wiedzowy, istnieje by zacząć programować i tworzyć aplikację?
Tak naprawdę każdy może zacząć. Próg wejścia jest bardzo niski i mało techniczny. Mógłbyś usiąść i w bardzo krótkim czasie wyklikać sobie aplikację, którą potrzebujesz, ponieważ musisz tylko łączyć elementy i na końcu dopisać sobie jakieś zachowania, które chciałbyś mieć.
Brzmi przyjaźnie. Myślę, że mogłeś teraz zachęcić parę osób do wewnętrznych testów. Myślisz, że właśnie świat programowania będzie zmierzał w stronę takich platform? Programowania wizualnego bez żmudnego wpisywania kodu?
Nie wydaję mi się, bo mamy bardzo dużo gotowych elementów. Natomiast tworzenie czegokolwiek bardziej zaawansowanego, wymaga już pewnej swobody tworzenia i odpowiednich algorytmów, więc niekoniecznie jest to coś co zastąpi developerów. Raczej mówimy tutaj o takim elemencie, gdzie możemy stworzyć naprawdę prostą aplikację na nasze potrzeby. Mamy jakieś swoje pomysły, jak możemy usprawnić swoją własną pracę ( niekoniecznie pracę całego zespołu) i możemy wykorzystać taką aplikację, żeby coś takiego stworzyć.
Czyli na przykład wewnętrzne procesy albo rozliczanie delegacji?
Tak, na przykład rozliczanie delegacji jeżeli w firmie nie mamy jeszcze takiego odpowiedniego procesu. Jesteśmy startupem, dopiero zaczynamy ale ktoś ma pomysł jak to może być rozwiązane, to właśnie przy użyciu AppSheets możemy, bez angażowania developerów, przygotować sobie taką aplikację, która będzie zawierała cały proces. Na przykład dział HR może coś takiego stworzyć. Natomiast możemy to połączyć sobie choćby z Workspacem, ale obsługa jest też w Office 365.
Marcin Chojnacki jest dzisiaj gościem FlyTalks. Marcin jest CTO firmy FOTC, a skoro mamy taką osobę na pokładzie, to od razu wykorzystam Twoją wiedzę i zapytam. Jeśli mam startup, jeśli zaczynam swoją przygodę z IT, to czym podlewać swoją firmę, tak żeby rosła, tak żeby się skalowała? Po jakie zaplecze technologiczne, jakie rozwiązania sięgać? Czy da się to jakoś streścić?
To zacznę troszeczkę od biznesu. Z mojej perspektywy najważniejsze jest zrozumienie jakie potrzeby ma biznes i w jakim kierunku idzie sama firma. Jeżeli jako CTO zrozumiemy takie rzeczy, to potem dobór narzędzi i rozwiązań już jest kolejnym elementem. Nie zawsze to, co nam się wydaje jest dobrym rozwiązaniem. Na pierwszy rzut oka możemy powiedzieć: "wdróżmy machine learning". Tylko jak poznamy potrzeby biznesowe, co chcemy osiągnąć, a potem połączymy to z technologią, na przykład machine learning może nie być wcale dobrym rozwiązaniem, a wręcz kosztem i ostatecznie powodem, dla którego nie zrealizowaliśmy w ogóle naszych celów. Na początek rozważanie chmury jest dobre. Jeżeli zaczynamy startup, chcemy ograniczyć sobie w jakiś sposób koszty, wiemy że na przykład utworzymy stronę internetową, gdzie użytkownicy wieczorami nie będą z niej korzystać, to automatycznie możemy zadbać o autoskalowanie. Czy to jest zawsze dobry wybór? To bardzo zależy od tego jaki biznes chcemy stworzyć, co chcemy osiągnąć, co chcemy adresować. Żadna technologia z założenia nie adresuje nam wszystkiego - dobieramy technologię pod to, co chcemy osiągnąć.
A ostatecznym celem jest przecież dochód – na tym polega biznes. Powiedz mi, rozmawiając o pieniądzach, czy teraz można wyróżnić taką ściślejszą współpracę między developerem, cloud architectem, a działem finansów? To znaczy że jego rola nie sprowadza się tylko do stworzenia działającej wersji, ale także do lekkiej optymalizacji, tak by kosztowało to możliwie najmniej. A doglądanie tego biznesu odbywa się przy udziale i obserwacji kilku działów. Pytanie – czy tak jest?
Trochę tak i trochę nie. Na końcu przede wszystkim jest zawsze biznes i on widzi, obserwuje jakie mamy wykorzystanie, ile za to wszystko płacimy, a jaki realnie mamy na tym zarobek i zysk. Zależy jaki jest podział w firmie. Jeżeli mamy cloud architecta, który faktycznie dba o całą infrastrukturę, to on wszystkiego dogląda, narzuca jakieś warunki, to rola developera polega na tym, że przygotuje odpowiedni kod. Robimy automatyzację wszystkich wdrożeń i aktualizacji. Nad całością czuwają osoby, które się specjalizują w pilnowaniu tej infrastruktury. W zależności od dokładnych usług, które wybieramy możemy sobie ograniczyć ten budżet, który wykorzystujemy na zasoby ludzkie, a więcej przeznaczyć na automatyzacje. To jest kwestia bardzo indywidualna, zależna od naszego projektu i tego co realizujemy. Na sam koniec robi się to całe podsumowanie - ile wydajemy na clouda i ile tak naprawdę zarobiliśmy na tym. Czasami dobrym rozwiązaniem jest zrobienie kroku wstecz i przeanalizowanie wszystkiego co mamy już wdrożone. Czy faktycznie tego potrzebujemy? Czy na przykład za środowiska testowe nie przepłacamy niepotrzebnie, bo działają w godzinach, w których nie ma kompletnie na to potrzeby ( weekendy, kiedy nikt nie pracuje i te środowiska faktycznie tylko generują nam koszty)? Biznes dostaje już końcowe kwoty i rozbicie na co, kiedy, który element ile nas kosztował. Natomiast tech powinien też zadbać o to, żeby przeanalizować dokładnie, gdzie te pieniądze lądują i czy zasoby nie są źle wykorzystywane i przez to nie są 'przepalane' pieniądze na clouda.
Bez pieniędzy nie ma biznesu, bez biznesu nie rozmawialibyśmy też tutaj. By sprawdzić jak wyglądają usługi Google Cloud Platform, do zgarnięcia są pięciusetdolarowe vouchery dla każdego, kto chciałby potestować tego typu usługi. Na co ty byś je wydał? Gdybyś mógł się za te 500 dolarów pobawić, to co by to było?
To jest trudne pytanie. Na tym etapie chyba bym ogólnie interesował się PaaS-em i Firebasem. Patrząc stricte pod produkty, jakby wszystko co dotyczy mobilek i Platform as a Service.
Czyli nie kopanie kryptowalut, OK. Zresztą w chmurze jest to niemożliwe i zakazane. Jeśli ktoś interesuje się tematem 500 dolarów, które można otrzymać w ramach vouchera na testy dowolnych usług Google Cloud Platform, proszę skontaktować się z FOTC. Rozumiem, że by wykorzystać te środki nie trzeba mieć żadnych certyfikatów Google? Choć z drugiej strony warto, bo one akurat świadczą o pewnych kompetencjach i Google stawia na edukację i oferuje bardzo wiele różnych ścieżek rozwoju, ścieżek potencjalnej kariery. Akurat muszę to podkreślić bardzo wyraźnie - Marcin Chojnacki na pokładzie swojej firmy jest pierwszą osobą, która zdobyła wszystkie certyfikaty, a drodzy Państwo, to jest niemałe osiągnięcie, bo te egzaminy nie należą też do najłatwiejszych, więc wielkie brawa dla ciebie i słowa uznania. Trochę jak w japońskim anime – jak udało Ci się zebrać je wszystkie?
Tak to prawda, dzięki. Aczkolwiek taka mała korekta, że jak zawsze wszystko się zmienia, więc jest to już nie do końca aktualne, ponieważ pojawiły się już nowe certyfikaty, więc już nie mam wszystkich. Wiem, że udało mi się chyba zebrać wszystkie certyfikaty Professional.
Jak Ci się to udało?
Na początku była to dla mnie dość ciężka ścieżka. Dlatego, że dopiero uczyłem się clouda, było tam dużo eksperymentowania, szukania sobie materiałów. Patrząc z perspektywy dość długiego czasu mojej współpracy z FOTC - już ponad 5 lat - mając dzisiaj tę wiedzę jeszcze nie do końca poukładaną już wiem co bym zrobił kompletnie inaczej, żeby skrócić ten czas. Tak realnie, zdobycie wszystkich certyfikatów jest bardzo możliwe do zrealizowania. Wiem, że część osób już u nas w zespole też planuje dobić do tego, żeby zgarnąć większość lub wszystkie certyfikaty Professional. Musiałem poświęcić sporo czasu na czytanie dokumentacji czy czytanie różnych źródeł, tworzenia sobie Proof of Concept. To mi pozwoliło w miarę sensownie zbudować sobie wiedzę, właśnie po to, aby zdobyć te certyfikaty.
Czym one są? Dlaczego w ogóle warto się nimi interesować? Co certyfikaty Google mogą oferować na rynku pracy? Na co mogą dokładnie przekładać się w firmie?
Przede wszystkim, brakuje na rynku pracy specjalistów cloudowych i to nie tylko w GCP. Na rynku pracy certyfikat ma bardzo spore wzięcie. Z perspektywy partnerów jest on dość istotny, ponieważ jest potwierdzeniem kompetencji oraz jest wykorzystywany przy specjalizacjach i ekspertyzach, które są dla partnera bardzo istotne. Na pewno warto się nimi interesować. Tworząc ścieżkę kariery warto też uzupełniać te certyfikaty. Dość dużym błędem, który niektórzy popełniają jest skupienie się tylko na certyfikatach, a potem braku wiedzy praktycznej lub wyuczenie się głównie pod certyfikat. W rozmowie to potrafi czasami wyjść – ktoś nie zbudował sobie tej wiedzy i tak naprawdę ma tylko certyfikat, a nie ma samej wiedzy, którą może w praktyce wykorzystać przy pracy z klientem.
Czy temu służy głównie doświadczenie zawodowe? Czy są jakieś warsztaty oferowane po stronie Google’a? Coś co sprawi, że będziesz jeszcze praktykiem, a nie tylko certyfikowanym inżynierem?
Praktykę można tylko realnie zebrać, pracując na projektach z klientem. Oczywiście Google oferuje tzw. Qwiklabsy (platformę do ćwiczeń), gdzie możemy robić sobie różne zadania. Natomiast są to uproszczone rzeczy i nie do końca przekładają się często na rozbudowane projekty z klientami. Nie zdobędziemy tam doświadczenia, nie spotkamy się z problemami. W efekcie nie mając często powtarzanych problemów, przy dużych projektach nie zobaczymy ich na takich Qwiklabsach, więc nie zdobędziemy tego doświadczenia i wiedzy, która się przydaje w pracy.
Trochę to jest takie zadanie cloud architecta (popraw mnie, jeśli się mylę)? To jest jeden z ważniejszych, jeśli chodzi o projektowanie rozwiązań dla klientów i wdrożenie oraz optymalizacja chmury pod kątem technicznych wymagań tego projektu?
Dokładnie i dość często też pod kątem optymalizacji zużycia, czyli żebyśmy nie przepłacali i nie mieli nadmiaru, z którego nigdy nie skorzystamy. Dopasowanie i optymalizacja już powdrożeniowa, żeby zmniejszyć koszty. Doradzanie klientowi co jeszcze może zrobić, żeby zoptymalizować wydatki na clouda też jest dość istotne i też należy do roli cloud architecta.
Wspomniałeś o ekspertyzach i specjalizacjach. Rozumiem, że partner Google, który świadczy usługi Google’a, oferując często lepsze warunki, może mieć tego typu specjalizacje. Czym się kierować przy jego wyborze?
Same ekspertyzy i specjalizacje są potwierdzeniem kompetencji, które dana firma posiada, ponieważ żeby zdobyć specjalizację, ekspertyzę trzeba po pierwsze posiadać ludzi z kompetencjami, którzy mają certyfikaty. Muszą być też przykłady współpracy z klientami gdzie coś zostało zrobione. Nie wystarczy, że ktoś będzie miał same certyfikaty. To nic nie daje, bo na końcu trzeba mieć jeszcze case study z klientami, gdzie udowadnia się, że faktycznie zrobiło się coś z tymi klientami. Zrobiło się to wdrożenie i ono jest potwierdzeniem tych kompetencji. Certyfikaty są tylko jednym z elementów specjalizacji, ale najważniejsze są chyba case study.
Jeśli chodzi o certyfikaty i same egzaminy: jak wygląda proces przeprowadzenia tych egzaminów? Czy jest tak stresująco jak na maturze? W jakich warunkach się zdaje? Ile razy można podejść? Jaki jest próg zdania testu? Możesz nam to jakoś nakreślić?
Jeżeli chodzi o próg zdania testu - nie mam pojęcia. Test kończy się tylko informacją, że "zdane" albo "niezdane". Certyfikaty możemy sobie zdawać sobie zdalnie (czy to z domu, czy na przykład z biura, kto jak lubi) lub w specjalnym wyznaczonym centrum, które wybieramy podczas rejestracji na certyfikat. Chyba za pierwszym razem kiedy się zdaje jest naprawdę mega stresująco, jak na maturze. Natomiast z każdym kolejnym to już tak może…
Z każdym kolejnym niezdanym czy certyfikatem nowym?
Z każdym kolejnym podejściem. Z mojej perspektywy - zazwyczaj zdanym. Raczej już nie ma tego stresu, jest raczej skupienie się, zweryfikowanie, przejście tego całego procesu weryfikacyjnego przed rozpoczęciem egzaminu, a potem już sam egzamin, gdzie po prostu skupiam się tylko na samych pytaniach i na tym żeby wybrać tę najlepsza odpowiedź.
Ile trwa taki egzamin?
Wydaje mi się, że maksymalnie 2 godziny, ale chyba najdłużej robiłem godzinę.
Słyszałem, że nie można mieć na takim egzaminie żadnych rekwizytów, nawet butelki wody.
W formie zdalnej jest troszeczkę inaczej, niż na miejscu w takim centrum, bo w centrum nie możemy faktycznie mieć nic przy sobie. Zdalnie okazuje się, że można mieć kubek z kawą, bo ostatnio często na teście miałem kubek z kawą i sobie popijałem, więc troszeczkę wymagania są mniejsze. Na pewno musimy mieć przy sobie potwierdzenie swojej tożsamości (dowód osobisty najczęściej). Najlepiej, żeby to było puste pomieszczenie bez żadnych monitorów, dodatkowych rzeczy, puste biurko (oprócz tego kubka z kawą). Kamera jest obowiązkowa. Pokazujemy całe pomieszczenie, zgodnie z wytycznymi danej osoby, która po drugiej stronie nas weryfikuje.
A gdy nie spełnimy tych wymagań to egzamin jest przerywany.
Podobnie jak w sytuacji, kiedy zaczniemy czytać na głos pytania - wtedy też przerywają egzamin. Ktoś nam wejdzie w trakcie egzaminu - też go przerywają. Czasami za pierwszym razem jest tylko ostrzeżenie, jeżeli jest to jakieś poważne naruszenie, to potrafią przerwać egzamin. Przy pierwszym naruszeniu jest tylko informacja, że przy kolejnym naruszeniu egzamin zostanie zakończony niepowodzeniem. Po drugiej stronie faktycznie ktoś siedzi i pilnuje.
Moderatorzy czuwają. A co, jeśli 'oblejemy' egzamin?
Do drugiej opcji możemy podejść bodajże po dwóch tygodniach. Za trzecim razem możemy podejść po dwóch albo trzech miesiącach.
Czyli czas się wydłuża?
Tak, a po trzeciej nieudanej próbie chyba mamy zablokowane na rok.
To trochę inaczej niż na studiach. Gdy już zdobyłeś te certyfikaty, dochodzą kolejne. Myślisz o nich? Będziesz do nich stawać?
Raczej tak. Nawet z czystej ciekawości. W dużej mierze robię certyfikaty z czystej ciekawości, ale też żeby zweryfikować czego jeszcze warto się douczyć, żeby czasem być w stanie dawać wskazówki, czy przygotować learning path dla naszych nowych osób w firmie. Nie ukrywam, że to bardzo pomaga kiedy wiem, co jest w ramach takiego certyfikatu, na czym się skupiać, z czego to wszystko poskładać. Na końcu można również uzupełnić o kolejne rzeczy i budować w swoim zespole te kompetencje, bo tak jak mówiłem, na rynku ich za dużo nie ma. Znając zakres wiedzy, który warto mieć pod kątem Data i Security, który jest na certyfikacie też łatwiej jest zbudować tę ścieżkę nauczania. Nie tylko nauczyć pod certyfikat, ale zbudować w firmie te kompetencje, być w stanie tym klientom pomóc się wdrożyć, pomóc im zoptymalizować ich obecną infrastrukturę czy pomóc w bezpieczeństwie.
Czyli podsumowując: to dobry pomysł potwierdzać kompetencje i umożliwiając to swoim pracownikom. Rąk do pracy ciągle brakuje. Czy obserwujesz też podobny brak chęci powrotu do pracy w biurze?
Dla mnie jest to normalne – sam nie zamierzam wracać do biura. Chodzę tylko wtedy, gdy jest realna potrzeba. Z naszej perspektywy dużo osób pracuje w różnych częściach Polski. Mamy też osoby za granicą, więc ciężko byłoby wszystkich ściągać do biur. Większość woli po prostu wstać, zrobić sobie rano kawę, usiąść do komputera i rozpocząć dzień pracy. Zresztą ja to uwielbiam – wstaję sobie na spokojnie, robię kawę i zaczynam dzień od czytania maili.
Dopiero później jest czas na zarządzanie ludźmi. Robisz to?
Tak.
Jaką masz w takim razie definicję dream teamu? Skoro nimi zarządzasz, tworzysz zespoły, jak chciałbyś albo może jak już teraz pracuje Twój zespół? Jesteś raczej fanem kontroli czy raczej zaufania wobec pracowników? Czy jednak rotacja specjalistów jest na tyle duża, że trudno się z kimś zaprzyjaźnić?
To jest trudne pytanie.
Same trudne.
Od dream teamu oczekiwałbym przede wszystkim otwartego umysłu i chęci nauki - to jest mój dream team, który chce się rozwijać, chce się uczyć, lubi być samodzielny i sam często szuka rozwiązań, a dopiero później robi burzę mózgów. Mam takie osoby w swoim zespole, z których jestem naprawdę bardzo zadowolony, z poziomu ich rozwoju i tego, że mogę na nich praktycznie zawsze liczyć.
Musimy grać do jednej bramki. Gdzie taki chmurowy inżynier widzi albo może widział najwięcej magii? Jak jest w Twoim przypadku? Gdzie widzisz największe pole zastosowań? Co fascynuje Cię w cloudzie najbardziej?
Najwięcej magii widziałem na samym początku, kiedy uczyłem się clouda i jego koncepcji – nie do końca wszystko rozumiałem. To była dla mnie magia. Im dalej w las, tym bardziej rozumiałem, że jest to przyswajalne, jak to się odnosi do środowisk on premise, gdzie są te różnice. Ta magia powoli zniknęła, bardziej patrzyłem jakie są wady i zalety, jakie korzyści biznesowe może dać lub jakiej jakości nie osiągniemy, wdrażając clouda. Niestety, ale cztery lata temu magia prysła, zaczęła się rzeczywistość, nauka i rozumienie coraz lepiej rozwiązań cloudowych.
To jest takie moje ulubione pytanie. Pojawia się często w podcaście, bo każdy z chmurowego świata odpowiada inaczej, gdzie widzi największe, najciekawsze zastosowania, gdzie chmura go po prostu oczarowała i poniosła. Wszystkich łączy pewien rodzaj błogiego rozmarzenia, gdy przypomina sobie początki, jak wyglądała "moja cloudowa droga". Każdy może znaleźć swoją – to jest najlepsze. Marcinie, wiemy co robisz w pracy, że laptop zawsze w zasięgu ręki. Zdradzisz co się dzieje po godzinach? Czy wtedy już mniej chętnie patrzysz na monitor i łowisz ryby, sklejasz modele, czy nadal jesteś jednak zanurzony w cyfrowym świecie i kolekcjonujesz tokeny NFT i kopiesz bitcoiny?
Po godzinach to najczęściej dalej siedzę przed komputerem. Jeżeli nie siedzę, to czytam jakieś książki, bardziej związane z IT. Od niedawna też troszkę więcej czasu poświęcam na książki dotyczące zarządzania ludźmi i bardziej biznesowe. Nie ukrywam, że jako CTO muszę dobrze rozumieć biznes, jego potrzeby, co na początku nie było takie proste. Dalej wydaje mi się to czasami sporym wyzwaniem, żeby dobrze zrozumieć potrzeby biznesowe, kierunek który obiera biznes, żeby potem dopasować moje decyzje do zespołu, do aspektów technicznych w firmie. Przez większość czasu dalej coś tam dłubię przy komputerach, przy RaspberryPi. Jeżeli coś mnie zaciekawi to lubię sobie robić Proof of Concept – to mi się nie zmieniło od dziecka. Siedziałem przed komputerem i do dziś mi tak zostało.
Fajnie słyszeć taką miłość do technologii, ale z tego co mówisz płynie jeszcze jedna nauka - jeśli komuś wydaje się, że na takim stanowisku jak CTO nie trzeba nadal żmudnie się edukować, to jest w wielkim błędzie. Marcin Chojnacki, CTO firmy FOTC, partnera Google Cloud, był gościem kolejnego odcinka podcastu FlyTalks. Dzięki bardzo za przyjęcie zaproszenia.
Również dziękuję, Konrad!
Kolejne rozmowy i przygody ze świata technologii i biznesu przed nami. Subskrybuj, by być na bieżąco z kolejnymi odcinkami. Wejdź na stronę FOTC.com, by dowiedzieć się więcej o chmurowych rozwiązaniach. Do usłyszenia!