Spis treści
- Jaka jest Pani ulubiona aplikacja chmurowa z tak zwanych 9 kropek Google?
- Jak to się stało, że wybraliście Państwo platformę Google jako wiodącą platformę dla szkół w ramach Stowarzyszenia Dobra Edukacja?
- W jaki sposób technologia wspiera dyrektora, nauczyciela i ucznia w realizacji codziennych zadań?
- A na poziomie samych uczniów? Mogłaby się Pani podzielić doświadczeniami?
- Jakie standardy wdrażania technologii w edukacji promuje Stowarzyszenie Dobra Edukacja?
- Czy mogłaby Pani przywołać sytuację z Pani szkół, która nie mogłaby się odbyć bez zastosowania technologii? Czy są w ogóle takie obszary, które dają uczniom większe poczucie szczęścia, a działają głównie dzięki rozwojowi technologii?
- I odpowiedziała Pani na moje pytanie. Udało się coś osiągnąć, czyli właśnie ten wątek integracji.
- Piękne słowa. Po tak trudnym okresie bardzo ważne jest docenienie tego, co udało się nauczycielom zrobić – zwłaszcza że nie wiemy, co jeszcze przed nami.
- A jak Pani myśli, w jaki sposób możemy dziś, w okresie postpandemicznym, zarządzać technologią w edukacji tak, żeby ona wspierała rozwój ucznia w kontekście wymagań i wyzwań współczesności?
- Dla mnie ważna jest ta samodzielność, o której tyle Pani dzisiaj powiedziała i która jest w misji szkół. Pięknie można nad tą samodzielnością uczniów pracować, budując funkcjonalne środowisko cyfrowe.
Katarzyna Hall to ekspertka oświatowa, nauczycielka matematyki, zastępczyni prezydenta Gdańska do spraw polityki społecznej w latach 2006-2007, posłanka na Sejm VII kadencji oraz minister edukacji narodowej w pierwszym rządzie Donalda Tuska. Od 2012 roku jest współzałożycielką i prezeską Stowarzyszenia Dobra Edukacja, które wspiera szkoły w realizowaniu innowacyjnego programu spersonalizowanego podejścia do nauczania.
Jaka jest Pani ulubiona aplikacja chmurowa z tak zwanych 9 kropek Google?
Wiele razy w ciągu każdego dnia wchodzę na trzy kropki: kropkę Gmaila, czyli poczty, na Kalendarz i na Dysk.
Na Dysku cały czas pracuję z różnymi dokumentami Google’owymi – arkuszami, dokumentami tekstowymi i prezentacjami. Dobrze się czuję z tymi edytorami, bo pozwalają tworzyć pliki razem ze współpracownikami – i to jest ta wartość, którą nam daje Google.
Kalendarz natomiast towarzyszy mi nieustannie, bo organizuje moje życie i pracę. Jest w nim cały mój harmonogram i tworzę tam wszystkie spotkania – a w ostatnim roku są to głównie spotkania zdalne. Używam tej aplikacji wielu lat, więc jestem do niej bardzo przyzwyczajona i ułatwia mi życie.
Jak to się stało, że wybraliście Państwo platformę Google jako wiodącą platformę dla szkół w ramach Stowarzyszenia Dobra Edukacja?
Gdy zaczynaliśmy działalność szkolną jako Stowarzyszenie Dobra Edukacja i założyliśmy pierwsze szkoły, które pracują zgodnie z naszą koncepcją, to był wrzesień 2013 roku. W tamtym momencie to były tylko dwa małe przyczółki – w Gdańsku i Warszawie – teraz te szkoły urosły i wspieranych przez nas szkół jest więcej.
Staraliśmy się od samego początku traktować technologię bardzo naturalnie. Hasło jednego z naszych standardów, to właśnie „naturalne środowisko technologii” i to zestawienie słów nie jest przypadkowe – bo cała nasza działalność nie kręci się wokół technologii. Główne założenia Stowarzyszenia to podążanie za potrzebami uczniów, organizowanie edukacji w spersonalizowany sposób, dostarczanie uczniom pomocy mentorskiej i umiejętne prowadzenie ich na ścieżce do sukcesu.
Mam poczucie, że w personalizacji edukacji te technologie mogą być pomocne. Można dzięki nim każdemu uczniowi udostępniać troszkę inne materiały, dostosowane do jego potrzeb, można każdemu przygotowywać spersonalizowaną listę wymagań. I tak pracujemy. Zdejmujemy też tradycyjne ocenianie z ucznia i w zupełnie inny sposób dostarczamy opisowych informacji zwrotnych. Jest to cały system pracy pomagający w sposób indywidualny podchodzić do ucznia i jego potrzeb, a także wspierać go mądrze w rozwoju – a technologie są w tle.
A dlaczego Google? Myślę, że to dlatego, że ta niewielka grupa entuzjastów, która zakładała te pierwsze szkoły była za pan brat z technologiami Google. Ja już parę lat wcześniej żyłam na co dzień z Kalendarzem Google i pocztą Gmail. To dotyczyło też koleżeństwa współzałożycieli, którzy uczyli się komunikować i tworzyć dokumenty wspólnie.
W tamtym momencie pojawiła się też możliwość zakładania domen dla szkół. Domena dobraedukacja.edu.pl jest adresem naszej strony i jest też domeną naszych służbowych kont na Gmailu. Więc wszyscy członkowie stowarzyszenia, nauczyciele i uczniowie mający szkolne konta zyskują dostęp do całego zestawu narzędzi Google.
Kiedy tylko pojawiło się Google Classroom, a to było już chyba po pierwszym roku naszego działania, to natychmiast zaczęliśmy tego narzędzia używać. Clasroomy zaczęły pomagać w organizacji naszej codziennej pracy. Pojawił się zwyczaj, że nauczyciele zamieszczają tam materiały edukacyjne i prowadzą swoją systematyczną komunikację z uczniami. To jest miejsce, do którego można sięgnąć, by przypomnieć sobie, co było na lekcji. Jeżeli kogoś nie było lub nie uważał, to może sobie wszystko odnaleźć i odświeżyć.
Prowadzony przez nauczyciela Classroom pomaga porządkować nauczanie każdego przedmiotu. Bardzo szybko w to weszliśmy. Choć oczywiście inaczej to wygląda dla uczniów młodszych, a inaczej dla tych starszych. Gdy dziecko się dopiero uczy czytać i pisać, to jeszcze nie jest pora, by samodzielnie korzystało z narzędzi Google’owych. Jeżeli używa swojego konta internetowego, to pod opieką kogoś dorosłego. Uczniowie kilkunastoletni mogą już używać aplikacji Google swobodnie. Także trzeba to rozgraniczać, co z jednymi, co z drugimi można robić. Jednak niezależnie od wieku ucznia, ten elektroniczny ślad komunikacyjny to konieczność. Przyjęliśmy, że to naturalna rzecz w dzisiejszych czasach, że uczniowie mają stały dostęp do materiałów edukacyjnych online.
W jaki sposób technologia wspiera dyrektora, nauczyciela i ucznia w realizacji codziennych zadań?
Tu pewnie trzeba rozgraniczyć kwestie pre- i postpandemiczne. Jeszcze przed pandemią to założenie było realizowane, że ta komunikacja elektroniczna dla wszystkich ma być naturalna i że cały czas działa w tle. Nawet jeśli spotykamy się na żywo, to udostępniamy materiały edukacyjne i współpracujemy przy tworzeniu plików.
Muszę powiedzieć, że chociaż ta możliwość już była, to w czasie samoizolacji w większym stopniu zauważyliśmy tę wartość dodaną. Myślę, że po pandemii to używanie narzędzi Google’owych do współpracy różnych grup osób zatrudnionych też z nami zostanie.
Nie tylko mówię o komunikacji nauczyciel-uczeń. Ten sposób używania technologii w klasie jest już szeroko opisany, a w przypadku kadry to jest mniej oczywiste. Mamy od dłuższego czasu zwyczaj, że kadra kierownicza szkół, które znajdują się w wielu różnych miastach, co miesiąc widuje się na zdalnym spotkaniu. Mamy stały termin – druga środa miesiąca – i wydarzenie w Kalendarzu z linkiem do Meet. Spotykamy się, zastanawiamy się jak zinterpretować nowe wytyczne prawne, które dostarcza nam ministerstwo, dyskutujemy o wprowadzeniu nowych rozwiązań organizacyjnych, omawiamy sytuacje, które miały ostatnio miejsce. Taka wspólna narada pozwala nam tworzyć spójną wizję organizacyjno-rozwojową szkół.
Również tak współpracują zdalnie grupy bloków przedmiotowych naszych nauczycieli. Przedmiotowcy też wymieniają się materiałami w Google Classroom, współpracują i dyskutują przez Google Meet. Zdalnie bardzo wygodnie organizuje się też spotkania zespołów nauczycielskich, bo wiadomo, że takie tradycyjne zebrania nie zawsze cieszą się stuprocentową frekwencją. Zawsze ktoś musi specjalnie przyjechać, ktoś inny musi długo czekać, bo wcześniej skończył zajęcia – a tu można ustalić sobie jakąś godzinę i każdy komfortowo łączy się z domu. Wbrew pozorom zdalne spotkania to lepsza frekwencja i bardziej aktywny udział niż stacjonarnie.
Okazuje się, że te narzędzia Google’owe mogą też zacieśniać współpracę kadry kierowniczej i nauczycielskiej oraz zespołów z różnych szkół. Mamy całą grupę szkół realizujących program Dobrej Edukacji i okres pandemii wręcz pozwolił nam usprawnić tę współpracę. Wcześniej mieliśmy na przykład spotkania raz na kwartał i też zawsze ktoś nie mógł dojechać, bo coś się stało, zastępstwo było potrzebne – życie szkoły jest skomplikowane.
Nawet jeśli warunki pozwalają na bezpośrednie spotkania, za którymi też trochę tęsknimy, bo możemy się wszyscy razem zintegrować, to ten zwyczaj częstego i regularnego zdalnego wymieniania się doświadczeniami, poradami i poglądami już z nami zostanie.
Spotykam się też doradczo raz w miesiącu z grupami, które chcą się przygotować do realizacji naszego programu w zakładanej przez siebie szkole i mam poczucie, że to bardzo dobrze wychodzi. Jeśli się poświęci trochę czasu, nawet jedną czy dwie godziny w miesiącu, to już wiadomo, jak wygląda dany zespół, w czym można pomóc, co doradzić. To są takie mniej oczywiste sposoby wykorzystania technologii niż te tradycyjnie w klasie, ale to jest duża rzecz, która pokazuje zupełnie nowe możliwości współpracy i rozwoju.
A na poziomie samych uczniów? Mogłaby się Pani podzielić doświadczeniami?
Oczywiście, dla uczniów też to ma ogromne znaczenie. To, że od samego początku używaliśmy aplikacji Google, spowodowało łagodne i spokojne przejście w społeczną izolację. Pandemia była dla wszystkich nieprzyjemnym doświadczeniem z wielu różnych powodów, niemniej ten aspekt edukacyjny wypadł dobrze. Był już nawyk zaglądania do tego Classrooma przez ucznia i zamieszczania materiałów przez nauczycieli, dzięki czemu wszyscy wiedzieli, że to wiodący kanał komunikacji. Każdy ma konto, jest przestrzeń na informacje z poszczególnych przedmiotów, więc dołożenie do tego zamiany spotkań z bezpośrednich na zdalne zdarzyło się stosunkowo naturalnie.
Rzecz jasna trzeba brać poprawkę na dzieci zupełnie najmłodsze. Jeśli mamy do czynienia z maluszkiem w pierwszej klasie, to on bez wsparcia rodziców będzie bezradny. Rodzic musi rzucić pracę, usiąść z tym dzieckiem i być w tym momencie jego opiekunem w korzystaniu ze zdalnych narzędzi.
Młody człowiek musi najpierw opanować podstawowe umiejętności komunikacyjne. Nie tylko w sensie elektronicznym, ale czytanie, pisanie mówienie – te kompetencje języka ojczystego. Dopiero wtedy może w sposób czynny, aktywny i samodzielny korzystać z technologii. Już nie wspominając o wszystkich zagrożeniach, które mogą w internecie napotkać małe dzieci. Trzeba mieć świadomość, że tu dla rodzica też to była dodatkowa, niezbędna praca. Pomimo tego, że nauczyciele dość dobrze sobie radzili i mieli dobre pomysły, to niemniej ten proces był dużym wyzwaniem, zarówno z perspektywy nauczyciela, jak i rodzica.
W wypadku starszych uczniów to było łatwiejsze. Choć trzeba pamiętać, że jeżeli to trwa długie miesiące, a sytuacje w domach, w rodzinach są różne, to pojawiają się też kłopoty rozwojowe młodych ludzi. Wiek dojrzewania jest podatny na różne emocjonalne zawirowania i trudności. Im dłużej ta sytuacja trwała, tym więcej pojawiało się uczniów, dla których wrażliwości pandemia była trudnym wyzwaniem – i sporo pracy to zajmowało.
My akurat charakteryzujemy się tym, że każdy uczeń ma swojego mentora. Mamy sporą grupę specjalistów, pedagogów, psychologów, i wiemy, że takie wsparcie emocjonalne i indywidualne prowadzenie uczniów było szalenie ważne. To jest potrzebne w rozwoju, niezależnie czy dzieje się przez internet, czy bezpośrednio. Mentor na spotkaniach online’owych ze swoim podopiecznym też jest w stanie rozmawiać, aby rozwiązywać różne rozterki i niepokoje emocjonalne – starać się go wzmocnić i wesprzeć w rozwoju.
Na pewno ten czas pandemii nie był łatwy od strony emocjonalnej dla rodzin, dla dzieci. Mądre, sensowne używanie technologii wcześniej i postawienie na Google, jako kanał komunikacji ogniskujący edukację szkolną, dało stosunkowo płynne przejście w zdalność.
Mając kontakt z osobami pracującymi w różnych szkołach, wiem, że bywało tak, że uczniowie nie mieli kont ani żadnego systemu, o który mogli się oprzeć. Niezależnie od tego jakie to narzędzie, bo przecież są różni producenci, którzy oferują podobne walory, musi najpierw nastąpić pewne oswojenie z konkretnymi aplikacjami w szkole. Jeżeli to jest zupełnie nowe i dodatkowo wszystkich trzeba przeszkolić na odległość, to nie odbędzie się bez różnych zawirowań. To nie jest takie łatwe.
Ten kawałek akurat mieliśmy z głowy, więc technicznej trudności nie było. Emocjonalne problemy na pewno tak i obciążenie rodziców związane z opieką nad małymi dziećmi też – to wszędzie było wielkie wyzwanie. Niemniej ta technologiczna bariera była już wcześniej za nami, bo wszyscy mieli konta Google.
Ewa Kołodziejczyk: Byliście Państwo w momencie, w którym już ta technologia w niektórych obszarach była transparentna. Myślę, że tu jest klucz do sukcesu i rekomendacja, którą możemy się podzielić: jeżeli się wprowadza technologię naturalnie, to staje się ona przedłużeniem ręki nauczyciela, ucznia czy rodzica. Nie musimy się wysilać, by z niej korzystać, tylko po prostu z niej korzystamy.
Jakie standardy wdrażania technologii w edukacji promuje Stowarzyszenie Dobra Edukacja?
Myślę, że trzeba zobaczyć to w szerszym kontekście. Po paru latach pracy na autorskich programach nadeszła duża reforma oświatowa, więc musieliśmy sobie wszystko przemyśleć na nowo. Trzeba było dopasować programy do nowej podstawy programowej i innej struktury szkolnej. Taki moment zawsze jest szansą na krok do przodu.
Zastanowiliśmy się w tamtym momencie, jak pracujemy. Pracowaliśmy wtedy z czterema zespołami szkół i zauważyliśmy, że pod wieloma względami działamy w tych szkołach różnie. To są adresy odległe o setki kilometrów, więc są sytuacje, gdy podążając za potrzebami konkretnej grupy uczniów i nauczycieli wpadamy na pomysły i rozwiązania indywidualne dla danej szkoły. Postawiliśmy sobie pytanie: co nas właściwie łączy i co jest dla nas wszystkich ważne? I ta fundamentalna dyskusja, którą wtedy przeprowadziliśmy, doprowadziła do sformułowania na nowo naszych standardów edukacji spersonalizowanej, które nazywamy też Standardami Dobrej Edukacji.
Technologia to tylko jeden z tych standardów. Nie ośmieliłabym się powiedzieć, że którykolwiek z tych standardów jest mniej lub bardziej ważny, każdy z nich ma znaczenie. Wymienię je, żeby można było zobaczyć, wśród czego te technologie są. Bo same technologie niczego nie załatwią. Jeśli po prostu zaczniemy stosować technologię zamiast tablicy i sali, w której nauczyciel ex cathedra ogłasza prawdy objawione przed klasą, to się nic nie zmieni. Czy to będzie świecić i migać na ekranie interaktywnym, czy to będzie czarna tablica i krusząca się kreda, to tak naprawdę to będzie dalej to samo. Technologia to tylko narzędzie, jedno z wielu. Ono może być bardzo pomocne, ale cały sposób edukacji powinien być inny – nie jeden nauczyciel uczący całą klasę, tylko zespół nauczycieli uczących konkretnego ucznia. Bo każdy uczeń jest inny, ma inne potrzeby, zainteresowania, inny poziom zaawansowania i inne możliwości rozwojowe, czasem jakieś dysfunkcje, trudności.
Powinniśmy po pierwsze podążać za potrzebami uczniów – to jest nasz pierwszy standard, od którego zaczynamy rozmowę. Musimy tego ucznia zobaczyć, zdiagnozować, sprawdzić, na jakim jest poziomie. Być może warto umieścić go w grupie o podobnym zaawansowaniu i zainteresowaniach? Zobaczyć czego chce więcej, co go bardziej obchodzi i pasjonuje, bo może chciałby się na czymś skupić. To, że pracujemy jako zespół nauczycieli, przyglądając się każdemu uczniowi i planując dla niego indywidualną drogę edukacyjnego rozwoju, to jest bardzo ważne założenie.
Następny standard to opieka mentorska. Każdy uczeń ma swojego mentora, który go wspiera w rozwoju. Czasem załatwia też bieżące problemy komunikacyjne – komunikację z rodzicami i nauczycielami, ale przede wszystkim towarzyszy w rozwoju i szuka obszarów, w których można ucznia wzmocnić. To też trochę misja podobna do doradztwa zawodowego, przymierzania ucznia do różnych ról społecznych i zawodowych. Najważniejszy jest jednak czas poświęcany uczniowi – uczeń jest otoczony zogniskowaną uwagą.
Kolejna kwestia to to, że realizujemy projekty. To jest metoda pracy zalecana w każdej szkole. Jest u nas takie założenie, że uczeń powinien uczestniczyć w jakimś projekcie – może to być projekt jego własnego pomysłu zupełnie niezwiązany z celami programowymi. To polega na przymierzaniu się, jakie zadania mnie pasjonują, czym się chcę zajmować. Tematy projektów są różne i zależą od wieku uczniów i ich zaawansowania. Ta praca projektowa przede wszystkim ma uczyć empatii, współpracy – to są cele, o które tu chodzi.
I wreszcie – podejście do oceniania. To też kwestia kluczowa. Już wspominałam o tym, że zastępujemy tradycyjne ocenianie listą wymagań, która dla każdego ucznia może wyglądać inaczej. To oczywiście zazębia się z programem konkretnej klasy, ale niemniej patrzymy: czego uczniowi brakuje, może musi uzupełnić coś, czego nie zrobił wcześniej, a może chce robić coś więcej? Podchodzimy do tego bardzo indywidualnie i udzielamy informacji zwrotnej o tym jak ten uczeń się posuwa po liście wymagań bez zawracania sobie głowy zwykłymi stopniami szkolnymi. Muszę powiedzieć, że to jest coś, co bardzo zmienia relacje nauczyciel-uczeń i klimat szkoły. I to nasze podejście do oceniania okazało się bardzo pomocne w okresie pandemicznym. Nie było mowy o stopniach, tylko o tym, czego się można nauczyć, jakie umiejętności warto zdobyć i czy już się udało je zdobyć.
I tu dochodzimy do kwestii technologii, bo dzięki niej udostępnianie tej indywidualnej listy wymagań uczniowi jest łatwiejsze. Gdy dla każdego mamy trochę inne zadania, to te technologie nam w tym pomagają. To nie jest tak, że nie można było stawiać spersonalizowanych wymagań trzydzieści czy czterdzieści lat temu, bo jak zaczynałam pracę, to pamiętam, że metodami ksero-nożyczki-klej też przygotowywałam czasem różne pytania dla różnych uczniów – to się też dało wtedy robić, ale teraz, z technologiami, jest znacznie łatwiej. Nauczyciel dostosowuje wymagania do uczniów, żeby ich zainteresować, dać im szansę na rozwój, żeby się nie nudzili, nie męczyli, tylko żeby rzeczywiście posuwali się naprzód.
Następny standard to zwracanie uwagi na to, żeby przestrzeń szkolna była przyjazna. I to nie jest tak, że nasza przestrzeń jest przepiękna. Często jesteśmy bardzo niezadowoleni z tej przestrzeni, którą mamy, bo uważamy, że jest za mała, za ciasna, chcielibyśmy zorganizować ją lepiej. Ale ktoś, kto przychodzi do nas z bardziej tradycyjnie zorganizowanej szkoły, natychmiast widzi różnicę. Klimat szkolnego korytarza jest bardziej domowy. Są miejsca, które można swobodnie zajmować, by coś zrobić, zjeść, poczytać – to nie jest taki tradycyjny porządek szkolny. Chodzi o to, żeby wszyscy mogli mieć do wszystkich miejsc w szkole dostęp i żeby tam się naprawdę dobrze czuli. Zwracamy uwagę na to, jak przestrzeń wpływa na samopoczucie.
I też wychodzimy ze szkoły. Mamy w grupie szkół realizujących nasz program także przykład szkoły leśnej. Tam każdego dnia uczniowie są na wycieczce – nie siedzą w murach szkolnych, tylko w przestrzeni przyrody. To wychodzenie ze szkoły w różne miejsca, gdzie można się uczyć, też powinno być bardzo naturalne, bo naprawdę lepiej te liście oglądać na drzewach niż w zeszycie ćwiczeń. Środowisko przyrodnicze, obiekty kultury, inne miejsca z bliższego i dalszego otoczenia, mogą nam dostarczać mądrych impulsów.
Ostatni, ósmy standard nazywamy zarządzaniem społecznościowym. Chodzi w nim o to, by każdy miał poczucie, że ma na szkołę wpływ. Że może zabrać głos i będzie wysłuchany. Czy to jest uczeń, rodzic czy nauczyciel – każdy może mieć pomysł ulepszający szkolną rzeczywistość. Wszyscy są zaproszeni do tej dyskusji, są zbierane opinie i uważamy, że to jest ważne, bo wtedy się czujemy u siebie. Chodzi o to, żebyśmy czuli się w szkole u siebie – żeby to nie było wrogie środowisko, tylko takie, które jest przyjazne, daje wsparcie i szanse na rozwój. Taka może być szkoła i o to nam chodzi. A technologie działają w tle.
Czy mogłaby Pani przywołać sytuację z Pani szkół, która nie mogłaby się odbyć bez zastosowania technologii? Czy są w ogóle takie obszary, które dają uczniom większe poczucie szczęścia, a działają głównie dzięki rozwojowi technologii?
Myślę, że to jest trudne pytanie, z serii tych “co by było gdyby?”. Trudno czasami uruchomić wyobraźnię w ten sposób. Będę się posiłkować też przewrotnie przykładami ze szkół, które były na innym etapie. Mam też kontakt ze szkołami, w których edukacja była zorganizowana bardziej tradycyjnie. Takie szkoły w obliczu pandemii stanęły nagle przed wyzwaniem, że trzeba poszukać narzędzi i dotrzeć do uczniów, rodziców, nauczycieli z informacją, że teraz organizujemy wszystko inaczej.
To był bardzo ciekawy proces, który trwał wiele miesięcy. Pierwsze tygodnie były bardzo trudne – w wielu szkołach ciężko było podjąć jasną decyzję o następnych krokach, ale mam poczucie, że ogólnie został zrobiony ogromny postęp. Dużo narzekano i pojawiło się wiele badań, analiz pokazujących, jak źle bywa w szkołach. Tymczasem jak się z tymi samymi ludźmi rozmawiało kilka miesięcy później, to oni jednak do czegoś doszli. Mieli pewną dowolność i swobodę, bo ministerstwo na szczęście nie narzucało, jak to ma być, a jednak większość dyrektorów i nauczycieli okazała się kreatywna. Oczywiście pojawiły się też lokalne rozwiązania i zakupy oprogramowania, bo na rynku jest wiele różnych rozwiązań – Google, Teams, Zoom. Najgorzej było, gdy szkoła używała pięciu rzeczy na raz, bo to powodowało duże zamieszanie. Warto jednak zdecydować się na jeden kompleksowy ekosystem – my wybraliśmy Google.
Jak rozmawia się z dyrektorami szkół po iluś miesiącach, to okazuje się, że w kolejny rok szkolny już wszyscy weszli z jakimś przemyśleniem – że staramy się coś wybrać, wyszkolić się z tego, wykorzystać też ten niezdalny czas, żeby podnieść umiejętności. I wszyscy znaleźli się już w trochę lepszym położeniu.
Polska szkoła zrobiła bardzo duży postęp – chcąc nie chcąc, dzięki zmianie wymuszonej przez pandemię. Okazało się, że można używać technologii. I nawet ci, którzy nie byli z technologiami za pan brat, doszli do wniosku, że właściwie zebrania z rodzicami łatwiej robić zdalnie, bo przynajmniej przyjdą, włączą się do rozmowy, gdy coś ich zainteresuje. To jest prostsze – mniej kłopotu.
I odpowiedziała Pani na moje pytanie. Udało się coś osiągnąć, czyli właśnie ten wątek integracji.
Tak, u nas to było bardziej oczywiste, ale rozmawiając ze szkołami, które były na początku oddalone od technologii okazało się, że po paru miesiącach się ogarnęły, wybrały kierunek rozwoju i odkryły, że są rzeczy, które można dzięki temu łatwiej rozwiązać. Można przekazać jakiś komunikat elektronicznie, a niekoniecznie wszyscy muszą gdzieś przyjść i otrzymać kartkę. Ta kartka okazała się niepotrzebna, bo elektroniczna komunikacja też działa.
Są środowiska z różnym poziomem usprawnienia. Mamy takie trudne rejony w naszym kraju, gdzie jest gorsza sieć i jakość internetu. Jest teraz rządowy program, który ma doprowadzić szybkie połączenia do wszystkich szkół, jednak to idzie pomału i nie wszędzie są te możliwości technologiczne. Gdy cała miejscowość leży daleko od wszelkich łączy, to jest też problem z internetem w domach i to utrudnia zdalne nauczanie. Ale nawet w tych obszarach widać spory postęp.
Mam poczucie, że również w miejscach, gdzie to było dużo mniej oczywiste, osiągnięto naprawdę ogromny postęp i trzeba za to docenić polskich nauczycieli. Nasi nauczyciele naprawdę są mądrzy i dobrze wykształceni, wbrew temu, co się o nich mówi.
Piękne słowa. Po tak trudnym okresie bardzo ważne jest docenienie tego, co udało się nauczycielom zrobić – zwłaszcza że nie wiemy, co jeszcze przed nami.
Ja bym życzyła wszystkim władzom docenienia nauczycieli. Myślę, że od tego trzeba zaczynać zawsze wszelkie reformowanie. Nauczyciele powinni być docenieni pod każdym względem – za to co potrafią, ile pracy i wysiłku wkładają, ale także docenieni wymiernie, nie da się ukryć. Ileś lat temu udało się poprawiać sytuację materialną nauczycieli, a jakoś ostatnio znowu znaleźli się na końcu. A po tym ciężkim czasie, który przeżyli w szkołach, naprawdę to docenienie im się należy – bo dali radę.
A jak Pani myśli, w jaki sposób możemy dziś, w okresie postpandemicznym, zarządzać technologią w edukacji tak, żeby ona wspierała rozwój ucznia w kontekście wymagań i wyzwań współczesności?
Rozmawiamy, nie da się ukryć, o tych narzędziach Google’owych i mam poczucie, że one też cały czas ewoluują. Ja od wielu lat ich używam i co rusz mnie czymś zaskakują – coś w Classroom pojawia się z innej strony, zmienia się limit osób w Meet – i daje nam to też nowe możliwości dostosowania się do kolejnych wyzwań.
Mamy przepisy polskiego prawa oświatowego, może niezbyt szczęśliwe, wymagające prowadzenia rozbudowanej dokumentacji. Te potrzeby dokumentowania dostarczają mitręgi nauczycielom. Chciałabym, żeby usługi Google ewoluowały w ten sposób, żeby mogły zastąpić te wszystkie dzienniki papierowe i elektroniczne – żeby to tak wszystko razem mogło działać. Uważam to środowisko Google’owe za bardzo przyjazne, więc mogłoby rozwiązać także kłopoty dokumentacyjne nauczycieli. Zaczynałam swoje życie zawodowe od prowadzenia dokumentacji i jako szeregowy nauczyciel sama bardzo nie lubiłam tych dodatkowych czynności. Po wielu dziesiątkach lat mogę się przyznać, że czasem te tematy wypełniałam raz na kilka tygodni, a nie na bieżąco i wiem, że to nie jest ulubiona czynność nauczycieli.
Ewa Kołodziejczyk: To ja zdradzę trochę sekretu odnośnie tego, co Pani powiedziała. My, jako FOTC, jesteśmy w trakcie przygotowywania wsparcia dla nauczycieli w kontekście budowania środowiska uczenia się opartego na Workspace, ale też warsztatu pracy nauczyciela. Chcemy pokazać, jak technologia może wspierać pracę przez automatyzowanie dokumentacji, żeby nauczyciel mógł robić to, co wychodzi mu najlepiej, czyli pomagać uczniom w osiąganiu sukcesów.
Przygotowaliśmy szkolenia wideo dedykowane nauczycielom i dyrektorom szkół:
- Jak budować środowisko uczenia się w Google Workspace?
- Jak zarządzać szkołą w Google Workspace
Aby uzyskać więcej informacji o szkoleniach, skontaktuj się z FOTC.
Dziękuję za podzielenie się praktykami Dobrej Edukacji. Ja wynoszę jedną bardzo ważną myśl z tego spotkania: edukacja powinna być jak najbardziej spersonalizowana, a Pani nam pięknie powiedziała o tym, w jaki sposób dbać o tę personalizację, w której technologia jest bardzo naturalna.
Takie rozwiązania oferują wartość dla każdego – czy to będzie dyrektor, któremu łatwiej będzie sprawować nadzór pedagogiczny, czy nauczyciel, który efektywniej poprowadzi proces nauczania, czy uczniowie, którzy dzięki tym rozwiązaniom zostaną lepiej przygotowani do wyzwań współczesności.
Dla mnie ważna jest ta samodzielność, o której tyle Pani dzisiaj powiedziała i która jest w misji szkół. Pięknie można nad tą samodzielnością uczniów pracować, budując funkcjonalne środowisko cyfrowe.
Myślę, że największym atutem tych możliwości technologicznych jest jednak przede wszystkim komunikacja. Dobra komunikacja jest kluczem do sukcesu. Rozwiązania technologiczne pozwalają nauczycielom, uczniom i rodzicom naturalnie się komunikować oraz dostosowywać przekaz do potrzeb, języka, rozumienia i tak dalej. Przede wszystkim w kontekście myślenia o potrzebach ucznia, o dawaniu mu dobrych informacji, technologie właśnie mogą ułatwić nam spersonalizowane podejście. Spotkanie z drugim człowiekiem jest najważniejsze i ten ślad technologiczny nam to utrwala. I wtedy jest nam po prostu łatwiej.
Wywiad odbył się w ramach Edurozmów Ewy, czyli cyklicznych spotkań transmitowanych na żywo na Facebooku, do których Ewa Kołodziejczyk z FOTC zaprasza znanych specjalistów z obszaru zastosowania technologii Google w edukacji.